Miał być dziś post okraszony przepięknymi zdjęciami i wymyślnymi aranżacjami tła. A tu d**a nic z tego. Za oknem ciemno i ponuro. U stawienie dobrych parametrów w aparacie przerasta moje możliwości. Jak na osobę, która nie jest zbyt biegła w ustawianiu czasu migawki i przesłony, korzystam z programów automatycznych. Szczytem moich umiejętności jako fotografa jest ujęcie z lampą lub bez.
O czym ta mowa o peelingu ISANA DUSCH PEELING, który kupiony w czasie jednej z akcji promocyjnych w Rossmannie- które notabene uwielbiam-poszedł w odstawkę po jednym użyciu.
Schowany za buteleczkami z przeróżnymi kombinacjami zapachowymi żelów do mycia ciała czekał na
przywrócenie go do łask. Spełniło się jego marzenie w myśl zasady "cierpliwy to i kamień ugotuje". Jest doczekał się, używany jest regularnie. Co prawda nie spełnia się w roli typowego peelingu do ciała ale jako żel pod prysznic z drobinkami peelingującymi- tak. Zapach, który z na początku mnie odstraszał/ mydlany, ręcznikowy, mokry proszek do prania/ stał się na tyle znośny, że kapiąc się pod prysznicem nie zmuszał mnie do uchylania drzwi kabiny dla lepszej wentylacji.
Schowany za buteleczkami z przeróżnymi kombinacjami zapachowymi żelów do mycia ciała czekał na
przywrócenie go do łask. Spełniło się jego marzenie w myśl zasady "cierpliwy to i kamień ugotuje". Jest doczekał się, używany jest regularnie. Co prawda nie spełnia się w roli typowego peelingu do ciała ale jako żel pod prysznic z drobinkami peelingującymi- tak. Zapach, który z na początku mnie odstraszał/ mydlany, ręcznikowy, mokry proszek do prania/ stał się na tyle znośny, że kapiąc się pod prysznicem nie zmuszał mnie do uchylania drzwi kabiny dla lepszej wentylacji.
Z reguły unikam żeli, których nie mogę nanieść na myjkę. Ten taki jest, w moim odczuciu, mijałoby się z celem używanie go w ten sposób. W owym przypadku drobiny peelingu pozostawały by w myjce wywołując niesmak w czasie kolejnych kąpieli. Kiedy to mam ochotę na otulenie się miękką puszystą delikatną i kremową pianą a nie odrobinami piachu, które wbijałyby się w moja skórę pragnącej aksamitnej pieszczoty.
Wobec zaistniałej sytuacji bohater dzisiejszego wpisu powrócił do łask. Na jak długo nie wiem. Obserwując aurę za oknem myślę, że nie.